Mały sklepik obwieszony wallscrollami (głównie bootlegami) skupia wokół siebie masę fanów M&A, którzy przychodzą do niego nawet kilka razy dziennie. Co ciekawe, jest wśród nich całkiem spore grono cosplayerów, którzy w zwykłe dni przychodzą przebrani (głównie za postaci z Naruto). Sklep poza wallscrollami oferuje też trochę figurek, w których przeważają gashapony i inne tanie bardzo średniej jakości produkty. Te droższe niestety były jak dla mnie zbyt oppai i nie znalazłem niczego dla siebie. Zafascynowała mnie idea gotowych strojów do cosplayów, które można kupić w Tokyo Toys. Cosplayer nie musi się już bawić w projektowanie i szycie własnego stroju. Wystarczy przyjść i kupić to, co w danej chwili jest potrzebne. W sklepie nabyłem jednego wallscrolla z Hatsune Miku, torbę z Samurai Champloo, Pocky oraz kilka butelek Lamune.
Następnie udałem się na lunch do jednej z małych Japońskich knajpek. Tu muszę nadmienić, że jest ich w Londynie prawdziwe zatrzęsienie. Głównie są to restauracje typu Take-away i można je znaleźć chyba w każdej dzielnicy a nawet jedną wypatrzyłem na Victoria Station.
Za szumną nazwą "Samurai Lunch and Bento" kryła się mała, częściowo samoobsługowa knajpka, w której po raz kolejny przekonałem się, że naprawdę nie lubię Japońskiej kuchni.
Następnie znalazłem Japan Centre. Wnioskując z samej nazwy miałem nadzieję na coś w stylu Krakowskiego centrum mangi. Niestety, jest to głównie restauracja, która przy okazji sprzedaje japońskie książki.
Po tym sporym zawodzie udałem się do Forbidden Planet. Sklep ten ma do zaoferowania duży wybór wszelkich figurek, nie tylko z Anime. Na parterze można dostać masę figurek z gier, filmów oraz kilka porządnych produktów z Japonii. Tam właśnie nabyłem dwie figurki, które postaram się w tym tygodniu zrecenzować. Po zejściu piętro niżej, FP oferuje powalającą wręcz ilość mang oraz DVD z anime. Właściwie większość tego co zostało wydane w języku angielskim można znaleźć u nich na półkach. Oczywiście nie jest to nawet ułamek tego co można znaleźć w Paryżu, jednak we Francji wydano o wiele, wiele więcej niż na regiony anglojęzyczne.
Podczas mojej podróży odwiedziłem też chińską dzielnicę. Składająca się głównie z restauracji oraz sklepów spożywczych, w których można także dostać japońskie produkty, chińska dzielnica, daje nam szansę na zakup mang w oryginale, sporej ilości bootlegowych pluszaków oraz DVD oczywiście w języku chińskim.
Wieczorem, zmęczony i głodny udałem się w poszukiwaniu miejsca, gdzie mógłbym zjeść coś normalnego. Przechodząc przez Queensway mijałem wiele chińskich restauracji i nagle zobaczyłem jedną małą japońską knajpkę. Już myślałem, żeby ją pominąć, jednak moją uwagę przykuł napis "Ramen". Nigdy wcześniej nie próbowałem Ramen i nie mogłem oprzeć się pokusie. Muszę przyznać, że mimo mojej ogólnej niechęci do zup oraz do japońskiego jedzenia, ramen było po prostu świetne. Przez trzy kolejne dni co wieczór przychodziłem do restauracji Saki na ramen. Jeżeli kiedykolwiek zabłądzicie w okolice Queensway, musicie tam wstąpić. Jest to chyba jedyna japońska potrawa, która naprawdę mi smakuje.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz